niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 48



2 LATA PÓŹNIEJ

* Z perspektywy komendanta więzienia, w którym przebywają chłopaki *

- Peter! - zawołałem swojego asystenta, kiedy miałem już wchodzić do swojego gabinetu
- Tak, panie komendancie? - usłyszałem jego głos i po chwili stał tuż obok mnie
- Masz dla mnie potrzebne statystyki? - spytałem, kiedy otwierałem drzwi
- Tak, położyłem na pana biurku.
- A co ze statystykami i aktami Tomlinsona, Stylesa, Malika i Horana?! - zapytałem, kiedy nie zauważyłem najpotrzebniejszych mi akt między resztą
- Zaraz panu przyniosę, Derek właśnie je kompletuje
- Dobrze, w ciągu kilku minut te akta mają pojawić się na moim biurku.
- Tak jest - odpowiedział i wyszedł z mojego gabinetu, a ja zacząłem zajmować się analizowaniem postępu w resocjalizacji moich więźniów

* 30 minut później *

Kiedy zostały mi dostarczone najpotrzebniejsze dla mnie akta, odłożyłem resztę i zacząłem przyglądać się postępom tej czwórki. Każdy z nich miał dobre wyniki i nikt nie miał do nich żadnych zastrzeżeń. Tomlinson opanował swój wybuchowy charakter i przestał brać udział w różnych bójkach. Horan od samego początku nie sprawiał żadnego problemu, więc o nim nie ma co mówić, pozostali mi tylko Styles i Malik. Ten drugi ostatnio  brał udział w zaciętej bójce, w wyniku czego wylądował na naszej więziennej izbie szpitalnej, ale sądzę, że był to tylko jednorazowy wyskok. Styles za to, doszły mnie słuchy, że kilka miesięcy temu rozprowadził kilku więźniom narkotyki, ale dostał już za to wystarczającą karę. W takim razie, analizując ich zachowanie na przestrzeni tych dwóch lat, czyli od czasu przybycia do więzienia, aż do teraz, mogę śmiało powiedzieć, że ich zachowanie się poprawiło i znacznie zmądrzeli. Statystyki i notatki dokonane w ich aktach utwierdziły mnie w przekonaniu, że decyzja jaką podjąłem jest dobra i nie pozostaje mi nic innego jak zacząć ją realizować.
Wstałem od biurka i zacząłem szukać odpowiedniego dokumentu w teczkach na półkach.  Kiedy znalazłem to co było mi potrzebne usiadłem z powrotem, chwyciłem za długopis i zacząłem pisać list skierowany do sędziego, z prośbą o warunkowe zwolnienie więźniów za dobre sprawowanie.
Kiedy skończyłem pisać list zawołałem z powrotem Petera.
- Masz to jak najszybciej wysłać. - powiedziałem podając mu zaadresowany list
- Tak panie komendancie - odpowiedział i zniknął na drzwiami.
Odłożyłem dokumenty do odpowiednich teczek i zamykając gabinet skierowałem się na codzienny spacer po więzieniu. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon.
- Komendant David Clark
- Witam komendancie, z tej strony Nick. Dzwonię do pana, ponieważ przyszła paczka zaadresowana do więźnia Tomlinsona, wiem jakie są procedury, więc dzwonię do pana.
- I bardzo dobrze zrobiłeś. Zawiadom go, że dostał paczkę, ale każ mu rozpakować przy tobie, nie chcę ryzykować po raz kolejny.
- Tak jest - odpowiedział i rozłączył się


* LOUIS *

Siedzieliśmy razem z chłopakami na spacerniaku i analizowaliśmy nasze plany. Dzisiaj kiedy się obudziłem i skreśliłem kolejną liczbę w kalendarzu, dotarło do mnie, że pozostało mi jeszcze 3 lata do wolności.  Te dwa lata z początku nie szły zbyt szybko, ale póżniej, kiedy przyzwyczailiśmy się do tego miejsca, czas płynął znacznie szybciej i takim oto sposobem spędziliśmy tu już ponad dwa lata. Czas mijał mi też znacznie szybciej, kiedy wyczekiwałem na spotkania z Eleanor, które niestety skończyły się jakiś miesiąc temu, ponieważ musiała wyjechać. Kiedy się o tym dowiedziałem, myślałem, że rozwalę wszystko co znajdowało się w pomieszczeniu, byłem wściekły. Sam opuściłem pomieszczenie by do niczego głupiego nie doszło i takim oto sposobem nawet się z nią nie pożegnałem.
- Macie wszystko? - spytałem kiedy na spacerniaku zrobiło się luźniej, a nikt obok nas ani nie siedział ani nie przechodził
- Ja mam - odpowiedział Niall i wyjął potrzebne kartki na stół
- Wow, stary, skąd ty żeś to wytrzasnął? Przecież te plany są schowane w gabinecie komendanta - zapytał Zayn
- Zayn, dla Nialla nie ma rzeczy niemożliwych, to nasz geniusz - wtrącił się Harry, na co Niall z dumą się uśmiechnął
- Dobra, a wy macie potrzebne rzeczy? - skierowałem pytanie do Zayna i Harry'ego
- Ja mam
- Ja tak samo
- Dobra, więc plan jest taki....  - miałem już mówić chłopakom, kiedy usłyszałem dzwonek, który sygnalizował, że mamy wrócić do celi
- Cholera!!
- Nie denerwuj się tak Harry, wiem, że już chciałbyś, żeby wszystko się skończyło, ale musimy to zrobić spokojnie i bez żadnych podejrzeń. Wszystko powiem wam jutro, dasz mi to Niall w celi, wtedy jeszcze przemyślę, a jutro wam wszystko powiem i wcielimy nasz plan w życie. - powiedziałem na co każdy skinął głową, a potem rozeszliśmy się do celi.

.....................................................................................................................................................

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 47

BARDZO WAS PROSZĘ, ABY KAŻDY KTO PRZECZYTA TEN ROZDZIAŁ - SKOMENTOWAŁ ( WYSTARCZY NAWET JEDNO SŁOWO ), CHCĘ ZOBACZYĆ ILE WAS CZYTA TO OPOWIADANIE 

                                                                                           Dziękuje, a teraz zapraszam na rozdział :D



* ROSE *

- Robiliśmy wszystko co w naszej mocy......, by uratować pani siostrę i.....udało się. Udało nam się unormować z powrotem jej stan, który znów jest stabilny, podaliśmy nowe, silniejsze leki. Pacjentka śpi i za kilka godzin powinna się obudzić, nie ma już powodu do niepokoju. - słowa, które wypowiadał lekarz były jak lód w upalny dzień, studziły moje nerwy i uspokajały. Moja siostra żyje! Udało się! Ten koszmar nareszcie się skończył....
Domówiłam z lekarzem jeszcze parę spraw dotyczących Emily i udałam się do jej sali. Przed wejściem jednak postanowiłam zadzwonić do Eleanor, która zapewne umiera z nerwów i próbuje skutecznie wmówić coś dzieciom.

* ELEANOR *

Siedziałam razem z dziećmi w salonie i grałam razem z nimi w jakieś wymyślne przez nich gry. Kryzys Mellody został skutecznie zażegnany przez Sama, który przytulał małą do samego końca, aż przestanie płakać. Kiedy wypadła moja kolej w grze, mój telefon wydał z siebie dźwięk, sygnalizując, że ktoś próbuje się ze mną skontaktować.
- Tak słucham
- Eleanor....
- Rose?! Boże, dziewczyno dlaczego dopiero teraz dzwonisz?! Ja od zmysłów odchodzę, co się dzieje, co z Emily - słowa wypadały z moich ust jak z karabinu, ale byłam przejęta stanem przyjaciółki, uświadomiłam to sobie dopiero, kiedy usłyszałam głos Rose, do tej pory dzieciaki skutecznie pomogły mi zapomnieć o tej całej sytuacji
- Eleanor uspokój się, było ciężko i Ems prawie jedną nogą była w grobie, ale jest dobrze, mamy ją z
powrotem, znów jest z nami. Za kilka godzin jak powiedział lekarz powinna się obudzić, więc wtedy do ciebie zadzwonię. 
- Kamień spadł mi z serca, tak się cieszę, to cud
- Nawet nie wiesz El jaką ja czuje ulgę, powróciła część mnie. Jak dzieci?
- W końcu to jest twoja część Rose, dzieci? Był mały kryzys z Mell, ale Sam skutecznie naprawił sytuację, więc się nie martw, są pod dobrą opieką.
- Ani przez chwilę w to nie wątpiłam. Idę do siostry
- Leć kochana - pożegnałyśmy się, a ja z ulgą wróciłam z powrotem do Mell i Sama.
- Jak wam idzie gra? - spytałam, kiedy widziałam na ich dziecięcych buziach szerokie uśmiechy
- Dobrze, ale już nam się znudziła, pobawmy się w ciuciu babkę - odpowiedziała mi radośnie Mellody
- Ty ciociu jesteś ciuciu Babką - krzyknął Sam
- Aż tak staro wyglądam?
- Tak - odpowiedzieli równo i zaczęli się śmiać, dam sobie głowę uciąć, że ich radosny śmiech słychać nawet na ulicy.
- Niech wam będzie, to co gramy?
- Taaaaak!

* ROSE *

Z walącym sercem złapałam za klamkę i zaczęłam powoli otwierać drzwi. Pierwsze co usłyszałam to pikanie, które wydawało urządzenie do którego podpięte było ciało Emily. Była bledsza niż wcześniej, ale patrząc na monitor mogłam stwierdzić, że jej serce biło równo i spokojnie, z czego ogromnie się cieszyłam. Usiadłam na moim stałym miejscu i złapałam siostrę za dłoń, jak wcześniej.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, znów jesteś ze mną, z nami. Nie zostawiłaś mnie, wiesz, że gdybyś odeszła odeszła by też część mnie? Nie dałabym sobie sama rady, jesteś jak jedna połówka mojego serca, bez której nie można żyć Emily, jesteś moją siostrą - zaczęłam mówić to co czuję, a łzy wypływające mi z oczu spływały po policzkach - Kocham cię
- Ja też cię kocham - usłyszałam cichy głos i podniosłam głowę, którą opuściłam.
- Emily, obudziłaś się!! - nie potrafię opisać szczęścia jakie zapanowało w moim sercu. Chyba nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak teraz - Nie rób mi tego więcej, błagam - zwróciłam się do niej po czym ją przytuliłam. - Pójdę po lekarza.
Podczas, kiedy lekarz badał Emily, ja zadzwoniłam po Eleanor, która po usłyszeniu dobrej nowiny zaczęła piszczeć do telefonu. Powiedziała tylko, że zaraz będzie i się rozłączyła.
                                           *****

Emily czuła się już lepiej i mogłam z nią rozmawiać. Szczęście i radość rozpierała mnie od środka. Naszą rozmowę z Emily przerwało pukanie do drzwi, a zaraz po tym do sali wpadły dwa małe miśki, a za nimi pani misiowa.
- Mama!!!!!! - usłyszałam, a zaraz po tym widziałam jak mała wdrapuje się na łóżko i tuli do Emily.

* EMILY *

Całe moje ciało wołało o pomoc pomimo środków przeciwbólowych. Teraz i tak było lepiej, głowa przestawała mnie boleć, a ja mogłam normalnie myśleć, ponieważ ból uniemożliwiał mi nawet to. Cieszę się, że Rose jest przy mnie i nie opuściła mnie ani na chwilę. Taka siostra to skarb. Zaczęłyśmy rozmawiać na temat ostatnich wydarzeń oraz na na temat co dalej, kiedy skutecznie na przerwano.Nie zdązyłam podnieść głowy, by zobaczyć kto to, ale kiedy usłyszałam MAMA i poczułam małe rączki oplatające mnie już wiedziałam, kto mnie odwiedził. Podniosłam się lekko na łóżku i ujrzałam te dwa małe oczka, które z radością sie we mnie wpatrywały.
- Cześć skarbie
- Tęskniłam za tobą - usłyszałam i poczułam jak jej uścisk się zacieśnia
- Ja za tobą też szkrabie
- Nie zostawiaj mnie więcej - powiedziała cichutkim głosem, a ja ujrzałam w jej brązowych tęczówkach łzy.
- Nie zostawię, obiecuje - pocałowałam ją i przytuliłam.
- A wiecie co te dwa gady powiedziały? - usłyszałam rozbawiony głos Eleanor
- Co takiego? - spytała z udawanym przejęciem  Rose
- Że wyglądam jak baby Jaga - odpowiedziała, a dzieci zaczęły się śmiać, na co Eleanor zaczęła udawać, że płacze.
- Nie płacz ciociu, wcale nie wyglądasz jak baby Jaga - powiedział Sam, kiedy do niej podszedł
- Najwyżej jak Fiona ze Shreka - dokończyła za niego Mellody
- O wy! - wykrzyknęła Eleanor i zaczęła łaskotać dwójkę żartownisiów, a my z Rose dołączyłyśmy do nich.



* HARRY *

- A widzisz tamtą? - usłyszałem głos Jamesa - nowego kumpla z paki - za sobą.
- Która? - spytałem, patrząc po kolei na policjantki, jakie dali nam do ochrony. One tak samo jak Danielle i Eleanor są z FBI, ale są wyszkolone specjalnie do pracy w więzieniu.
- Ta z czerwonymi włosami- usłyszałem w odpowiedzi. Na jego słowa w mojej głowie pojawił się obraz Rose, mojej czerwonowłosej piękności - Biorę ją - nie zdążyłem nic odpowiedzieć, kiedy James wstał z miejsca i zaczął kierować się w stronę policjantki.
- Zaraz dostanie - usłyszałam rozbawiony głos Zayna po mojej lewej - Zakład, że dostanie w brzuch i czułe miejsce?
- Nie muszę się zakładać Zayn, to oczywiste - i zgodnie z naszymi słowami, koleś dostał.
- Wiecie co, ta laska przypomina mi kogoś - wtrącił się Niall - A tobie Harry?
- Mnie też Niall i dlatego jej nie lubie....
- Rose też na początku nie lubiłeś..... - zaczął Louis, ale ja po tych słowach się całkowicie wyłączyłem. Zacząłem przypominać sobie naszą znajomość od początku i na same wspomnienia, uśmiech pojawiał mi się na twarzy.
.................................................................................................................................................................
Opowiadanie dobiega końca, więc proszę was o skomentowanie, chcę wiedzieć ile was czyta. Planuje jeszcze rozdział lub dwa i epilog, więc możecie różnych rzeczy się spodziewać :D Dziękuje wam za wszystkie komentarze :D Następny rozdział pojawi się za tydzień w weekend, czyli w sobotę lub w niedzielę, ale jeśli tak się nie stanie, to nie bądźcie źli, ponieważ w środę idę do okulisty i może być tak, że przez pewien czas nie będę mogła siadać do laptopa i wtedy rozdziału nie napisze, bo zdrowie i moje oczy są ważniejsze :) To tyle ode mnie, a teraz pozdrawiam i mam nadzieję, że się podoba :D

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 46

* ROSE *

Czułam się jak wrak człowieka, moja głowa była ciężka i cholernie bolała, a moje myśli przez cały czas krążyły wokół mojej siostry, która walczy o życie. Kiedy się odrobinę uspokoiłam otworzyłam drzwi do sali, w której leżała Emily, od czasu jej wyjścia z domu na zakupy, ujrzę ją pierwszy raz. Jej ciało bezwładnie leżało na metalowym łóżku i przykryte było białą pościelą. Jej skóra przybrała blady kolor i gdybym nie wiedziała, że tu leży to zapewne nie poznałabym własnej siostry ani nie odróżniła od pościeli. Patrząc na jej twarz widziałam spokój. Spała i nie martwiła się o nic, nie miała o niczym pojęcia. Podeszłam bliżej i usiadłam na krześle obok szpitalnego łóżka. Chwyciłam jej dłoń i mocno ścisnęłam, a z moich oczu po raz kolejny popłynęły łzy tworząc ścieżkę i spadając kończąc swój "żywot" na prześcieradle.
- Obudź się, błagam Emily nie opuszczaj mnie, jesteś dla mnie ważna - wyszeptałam cicho z zamkniętymi oczami starając się całkowicie nie rozpłakać. 24 GODZINY. Mam tylko dokładnie tyle, by możliwe, że nawet pożegnać się z siostrą. Na samą myśl o tym, że mogę ją stracić czułam jak moje serce powoli się rozpada. - Nie możesz mnie zostawić, przez tyle razem przeszłyśmy, przetrwałyśmy piekło z naszym ojcem, zawsze przy mnie byłaś, wspierałaś mnie, śmiałaś się ze mną i płakałaś, nie możesz tak po prostu ode mnie odejść! A co z Mellody? Co z Zaynem? Oni cię potrzebują, nie możesz ich zostawić, bądź silna Emily, dasz radę i będziesz tutaj znowu z nami - zaczęłam ponownie do niej mówić i otwierać się na nowo.
                                                        ******

Co jakiś czas do sali wchodziła pielęgniarka sprawdzając czy wszystko w porządku. Jednak, gdy był już następny dzień, a zegarek na mojej ręce wskazywał godzinę 10, do sali wszedł lekarz, który opiekował się Emily. Kazał mi wyjść, ponieważ chciał zrobić wszystkie potrzebne badania, pomimo wewnętrznego sprzeciwu, wypełniłam jego prośbę i opuściłam pomieszczenie. Na korytarzu, a konkretnie w szpitalnym bufecie spędziłam ok. 2 godzin. Kiedy wróciłam pod sale, z niej właśnie wychodził lekarz.
- Panie doktorze i co? - spytałam z sercem ciężkim jak kamień
- Wszystko idzie po dobrej myśli, jej organizm poprawnie zareagował na leki, teraz tylko czekamy aż się wybudzi - uśmiechnął się, a ja poczułam jak właśnie ten kamień spada z mojego serca.
- Mogę? - spytałam wskazując na drzwi
- Oczywiście, za kilka minut powinna przyjść pielęgniarka, ale może pani wejść, gdyby coś to jestem w swoim gabinecie
-Dziękuje - odpowiedziałam i po raz kolejny weszłam do sali, ale tym razem z lekkim uśmiechem na ustach.
Usiadłam na krześle i ponownie złapałam ją za dłoń.
- Widzisz, wszystko jest dobrze. Wiedziałam, że jesteś silna, że nie odejdziesz i do nas wszystkich wrócisz - zaczęłam do niej mówić, ale tym razem nie ograniczałam się, opowiedziałam jej wszystko to o czym nigdy nie mówiłam, o moich obawach, uczuciach, o Harrym. Mój, że tak powiem monolog - chociaż doskonale wiedziałam, że Emily mnie słyszy - przerwał dźwięk otwierających się drzwi, po chwili do sali weszła pielęgniarka. Podeszła do Emily i zaczęła jeszcze raz wszystko sprawdzać, póżniej podeszła do drugiego łóżka - dopiero teraz je zauważyłam - i zaczęła je przygotowywać, zapewne dla jeszcze jednego pacjenta. Przypatrywałam się jej z zaciekawieniem, cały czas trzymając Ems za rękę. Po chwili poczułam brak ciepła pochodzącego z dłoni Emily. Spojrzałam na moją siostrę i moje serce zamarło. Jej ciało wiło się na szpitalnym łóżku, z sekundy na sekundę coraz bardziej się telepała, drgawki przybierały na sile, było coraz gorzej, taki sam obraz widziałam tylko raz - z Mellody. Pielęgniarka również zauważyła to co ja i czym prędzej wybiegła z sali po lekarza, a ja nie wiedziałam co zrobić, byłam w szoku, sparaliżowało mnie, byłam świadkiem jak moja siostra po raz pierwszy w życiu ma atak padaczki. Jej ciało "skakało" po metalowym łóżku, wyrywając wszystko co było do niego przyczepione, po chwili do sali wpadł lekarz z całym swoim sztabem. Kazał mi wyjść, ale moje nogi wrosły w podłogę, zapierałam się, nie chciałam, zostałam siłą wyciągnięta z sali przez jednego z pielęgniarzy. Posadził mnie na jednym z krzesełek i byłam wdzięczna, że ktoś ze mną jest. Moje nogi były jak z waty, czułam napływające łzy do moich oczu, które po kilku sekundach znalazły ujście i zaczęły spływać po policzkach. Zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam coraz bardziej płakać, poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu i podniosłam głowę. Obok mnie usiadł tajemniczy pielęgniarz i wyciągnął swoją dłoń, w której trzymał tabletkę i kubek z wodą.
- Weź, pomoże ci - usłyszałam jego głos i dopiero teraz spojrzałam w jego oczy, które miały odcień zielonej głębiny, takiej samej jak Harry.
- Dziękuje - powiedziałam cichym i odrobinę ochrypłym głosem przez płacz, wzięłam przyniesione przez niego rzeczy i połknęłam tabletkę. W dłoniach trzymałam plastikowy kubek i patrzyłam na wodę w nim. Moje myśli były zagmatwane. Bałam się spojrzeć na lekarza i usłyszeć jego głos, bałam się usłyszeć te dwa słowa, które mogłyby spowodować koniec również mojego życia. - Przykro mi - modliłam się, bym nigdy w życiu nie usłyszała tych dwóch słów.
                    

* ELEANOR *

Kiedy się obudziłam, zegar wskazywał godzinę 10. Spojrzałam na małego aniołka, który był we mnie wtulony i ogarnął mnie niepokój. Powiedziałam jej, że Emily do niej wróci, co będzie jeśli tak się nie stanie?
Okłamałam małe, bezbronne dziecko, które niczego nie jest świadome. Delikatnie, starając się jej nie obudzić wstałam z kanapy, gdzie przespałam chyba najbardziej niewygodną i najgorszą noc w moim życiu.
Włożyłam na nogi moje wielki pluszowe kapcie i w mojej ulubionej bluzce Louisa skierowałam się do kuchni, gdzie zaczęłam robić śniadanie. Kiedy kończyłam smarować dżemem ostatnią kanapkę usłyszałam kroki na schodach. Po chwili do kuchni zawitał Sam, przecierając swoje zielone oczęta i próbując usunąć z nich resztki snu.
- Hej śpiochu - powiedziałam, ale w odpowiedzi usłyszałam tylko mruknięcie, na co się zaśmiałam. - Nie wyspałeś się co?
- Nie
- Tak to jest jak się nie śpij po nocach tylko się grasuje i bawi w nocnych piratów
- To nie ja ! - wykrzyknął i nagle wybudził się ze swojego snu
- Na pewno?
- Tak, gdzie Mellody?
- W salonie
- Mogę iść ją obudzić?
- Możesz tylko....
- .....delikatnie, tak wiem, mama zawsze mi to powtarza - odpowiedział i w podskokach poszedł do śpiącej jeszcze księżniczki.
Kiedy skończyłam przygotowywać śniadanie, poszłam zawołać dzieciaki. Gdy weszłam do salonu, zauważyłam jak na kanapie siedzi Sam i przytula Mellody, która cichutko płakała. Chciałam wejść i zapytać co się stało i pomóc, ale coś mi mówiło, że lepiej Sam załatwi tę sprawę za mnie.

*  ROSE *

Czekałam na tym korytarzu chyba wieczność. Nie wiedziałam co myśleć, co ze sobą zrobić. Bałam się. Nick, bo tak miał na imię pomocny pielęgniarz, wrócił do swoich obowiązków, lecz co jakiś czas pyta, czy wszystko w porządku. Byłam mu na prawdę wdzięczna. Siedziałam i czekałam, czułam się jak jakiś trup. Obudziłam się ze swoich myśli, kiedy usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwierających się drzwi. Przez duże, białe drzwi z numerkiem 328, wyszedł straszy mężczyzna, lekarz moje siostry. Wstałam i na miękkich nogach zaczęłam kierować się w jego stronę. Z jego twarzy nie potrafiłam nic wyczytać, dlatego poziom mojego strachu i niepokoju znacznie wzrósł. Podeszłam do niego i bałam się, bałam się, że za chwilę usłyszę te dwa słowa.
- Robiliśmy wszystko co w naszej mocy.....-usłyszałam i poczułam jak moje serce zamiera

........................................................................................................................................
Za błędy przepraszam
CZYTASZ - KOMENTUJESZ

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 45

* ROSE, 2 miesiące później *

To był strasznie męczący okres w moim życiu, ale na szczęście już wszystko wraca do normy. Ja i Emily przyzwyczaiłyśmy się do myśli, że Zayn i Harry spędzą kawał czasu w więzieniu, a dzieci jak to dzieci, tęsknią, ale udaje nam się zająć ich myśli czymś innym. Emily jest już w 4 miesiącu ciąży. Wszystko rozwija się prawidłowo i nie ma żadnych komplikacji. Postanowiłyśmy zamieszkać razem, by być dla siebie pomocą, wsparciem i dzieci mają siebie nawzajem i nie męczą nas byśmy się z nimi bawiły. Eleanor również nas odwiedza i jest dla nas dużą pomocą, zawsze możemy na nią liczyć, ona jako jedyna odwiedza Louisa w więzieniu. Zayn nadal nie wie, że po raz kolejny zostanie ojcem, razem z Eleanor próbowałyśmy przemówić Emily do rozsądku, że powinien się dowiedzieć, ale ona cały czas stoi przy jednym.
- Masz wszystko? Listę, pieniądze? - spytałam siostrę, kiedy szykowała się by pojechać na zakupy
- Tak mam wszystko, pytałaś się już o to Rose
- Oj tam, nie zaszkodzi jak się spytam jeszcze raz
- Mam wszystko, to jadę
- Tylko uważaj na siebie, wiesz, że jak deszcz pada to jest ślisko
- Rose, ja zawsze jeżdżę ostrożnie
- Ty może i tak, ale inni nie
- Będę ostrożna, to tylko droga do marketu i spowrotem
- Dobra! Jedź już, bo zmienię zdanie i sama pojadę, a ty zostaniesz tutaj
- O nie! Mam możliwość to jadę, nie będę znowu cały tydzień siedzieć w domu - wzięła kluczyki i wyszła z domu. Dzisiaj z trudem się zgodziłam by pojechała tym samochodem do sklepu. Przekonywała mnie, a co za tym idzie podawała kilkadziesiąt argumentów za, i ani jednego przeciw, ale w końcu, bo kilku godzinach dyskusji się zgodziłam, chociaż miałam i mam obawy o jej zdrowie. Jest w końcu w ciąży i powinna na siebie uważać.
- Ciociu? To robimy w końcu te babeczki? - spytała Mellody wbiegając do kuchni
- Oczywiście, zawołaj Sama i idźcie umyć łapki, a ja wszystko przygotuje - powiedziałam, i zaczęłam szykować odpowiednie przedmioty.

* EMILY *

Nareszcie wyszłam z tego domu i oddale się od niego na więcej niż do parku i spowrotem. Jestem wdzięczna Rose za wszystko i doceniam to co dla mnie robi, ale jeśli chodzi o moją ciąże jest strasznie nadopiekuńcza.Przecież ciąża to nie choroba! Dzisiaj przez długi szmat czasu musiałam ją przekonywać bym mogła pojechać po zakupy.
                                                                  ****

Chodzę po sklepie już dobrą godzinę, a w koszyku nie mam jeszcze połowy rzeczy z listy.
Po zapłaceniu za zakupy i odejściu od kasy, opatulam się szczelniej płaszczem, biorę torby z zakupami i wychodzę ze sklepu na dosłowną ulewę. Wkładam czym prędzej zakupy do bagażnika i wchodzę do samochodu. Chyba nigdy nie zmokłam bardziej, jak dzisiaj przez drogę ze sklepu do samochodu. Włączam ogrzewanie, bo aż mnie telepie z zimna i radio. Postanawiam przeczekać ten deszcz, bo jazda w taką pogodę nie ma najmniejszego sensu.
Po ok 20 minutach bezcelowego i bezsensownego siedzenia w samochodzie nadal pada, ale nie zacina tak jak wcześniej i pada odrobinę słabiej. Nie ma sensu czekać dłużej, więc przekręcam kluczyk z stacyjce i silnik budzi się do życia. Wyjechałam na jedną z głównych dróg na parkingu, lecz po chwili na moich prędkościomierzu wskazówka zaczęła pokazywać 25km/h. Jechałam strasznie, ale to strasznie wolno za samochodem przede mną. Nienawidzę wolnej jazdy, tym bardziej denerwuje się wtedy, kiedy chce być już w domu, bo czuje jak mi zimno i jedyne o czym marzę to łóżko i gorąca czekolada. Zatrąbiłam, ale to nic nie dało, po sposobie jazdy wywnioskowałam, że przede mną jedzie jakiś starszy pan, który podczas takiej pogody czyt, deszczu, mgły i śliskiej nawierzchni jedzie ostrożnie i bardzo wolno. Postanowiłam go wyminąć, bo jeśli będę miała jechać za nim to wybuchnę, a i tak czuje jak jestem na skraju cierpliwości. Zaczynam wyprzedzać, wciskać pedał gazu, a samochód zaczyna przyspieszać, lecz kiedy próbuję odrobinę przyhamować zdaję sobie sprawę z tego, że hamulec nie działa, a po chwili słyszę huk, czuje ból i jedyne co widzę to ogarniająca mnie ciemność...

* ELEANOR *

- Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem - usłyszałam i po chwili znalazłam się w ramionach Louisa
- Ja za tobą też - odpowiadam, a usta Louisa znajdują się po chwili na moich. Po przywitaniu się siadamy przy specjalnym stoliku.
- To opowiadaj - mówię i bawię się jak zwykle dłonią Lou
- U mnie kochanie jest jak zawsze, nic nie robimy, jemy, śpimy, ćwiczymy.... - chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam
- A to znowu skąd masz? - wskazałam na ranę na policzku - Znowu się biłeś? - spytałam, ale nie czekałam nawet na odpowiedź - O co znowu? Louis! Przecież wiesz, że u ciebie każdy taki wybryk skutkuje przedłużeniem wyroku, a ja dłużej nie wytrzymam - powiedziałam
- Wiem, przepraszam, ale nie mogę tego wszystkiego słuchać - odpowiedział, a ja znalazłam się na jego kolanach. Szczerze mówiąc dziwnie się z tym czuję, ponieważ tylko ja mogę tak się "spoufalać" z więźniem, ze względu na moją starą pracę, inne pary, czy osoby nie mogą się pocałować ani przytulić.
- Obiecaj mi, że już więcej nie będziesz się bił
- Postaram się - i znów nasze usta się złączyły tworząc jedność
- Co u chłopaków? - spytałam powracając na swoje miejsce na przeciwko
- U chłopaków? Niall znalazł jakiś kumpli i czasami z nimi spędza czas, nie wiem co u Liama, bo jest w innym więzieniu, ale to już chyba wiesz.
- A Zayn i Harry? - zadałam pytanie, a na twarzy Louisa pojawił się uśmiech
- Jak to Zayn i Harry żyją i nie myślą o niczym innym jak o.... - i chciał dokończyć, kiedy przerwał mu mój telefon. Wyjęłam go z kieszeni, a na wyświetlaczu pojawiła mi się nazwa "ROSE". Dziwne, nigdy nie dzwoniła do mnie kiedy, byłam w więzieniu, nie sądziłabym nawet, że kiedykolwiek zadzwoni w tym czasie.
- Tak słucham
- Eleanor? Błagam cię przyjedź, Emily miała wypadek, muszę natychmiast jechać do szpitala, a nie mam z kim zostawić Mellody i Sama.
- Co?! Już jadę - odpowiedziałam i schowałam telefon do kieszeni.
- Co się stało? - spytał Louis
- Muszę iść
- Co? Jak to? Przecież dopiero przyszłaś?
- Wiem Louis, ale Emily jest w szpitalu i muszę jechać
- Emily?!
- Tak, ale nie mów nic Zaynowi, błagam. Niedługo znów przyjdę, kocham cię - pocałowałam go ostatni raz i wybiegłam


* ROSE *

- Panie doktorze, i co z nią? - spytałam, kiedy w końcu mogę porozmawiać z lekarzem po kilku męczących godzinach niewiedzy i walki o życie mojej siostry.
- Stan pani siostry jest krytyczny. Przykro mi, ale..... nie udało nam się uratować dziecka. Cudem zdołaliśmy uratować pani siostrę, ale czy skutecznie, przekonamy się niebawem. Najbliższe 24 godziny będą decydujące - odpowiedział, a ja czuję jak coś w moim sercu pęka. 24 GODZINY.
W ciągu 24 godzin dowiem się, czy będę jeszcze miała siostrę, czy może po raz kolejny stracę ważną osobę w moim życiu. Najpierw mama, później Harry, teraz Emily. Już wiem, co ona czuła, kiedy w najgorszych momentach potrzebowała wsparcia Zayna, teraz ja też potrzebuję wsparcia, wsparcia Harry'ego, lecz jego tu nie ma i jestem zdana na siebie. Wyszłam na korytarz, do mojego mózgu docierają informacje, które przekazał mi lekarz, ale ze zdwojoną siłą. Zsuwam się na szpitalną posadzkę i zaczynam płakać. To moja wina! To wszystko przeze mnie! Mogłam ja jechać do tego cholernego sklepu! Ale nie! Musiałam jej pozwolić! Musiałam się zgodzić! To wszystko moja wina! To ja powinnam tam leżeć!
Drżącymi dłońmi wyjmuję telefon i wybieram numer Eleanor
- Tak słucham - słyszę głos brunetki po drugiej stronie
- Eleanor - wypowiadam jej imię tak cicho, że dziwię się, że w ogóle je usłyszłała
- Rose?! Co z Emily?!
-  24 GODZINY - tylko tyle jestem w stanie powiedzieć, wyłączam telefon i znów moją twarz zalewają słone łzy.

* ELEANOR *

-  24 GODZINY - tylko tyle słyszę przed rozłączeniem się.
24 godziny? O co chodzi? Moją głowę zasypuje mnóstwo czarnych scenariuszy. Nadal nie wiem co z Emily, co z dzieckiem. Boje się. Jeśli Rose płakała to albo Emily żyje, tylko jest bardzo, ale to bardzo źle, albo to....już koniec....
- Ciociu? - moje czarne myśli przerywa cichy głosik i pociąganie za mój sweter. Odwracam głowę w stronę dochodzącego głosu i zapalam lampkę obok kanapy. Moim oczom ukazuje się Mellody z miśkiem, którego dostała od Zayna i oczami pełnymi łez. 3 w nocy i ona jeszcze nie śpi. To będą długie godziny....
- Mellody?! Co ty tutaj robisz? Nie powinnaś spać?
- Miałam koszmar, kiedy mama wróci?
- Już niedługo, obiecuje, chodź tutaj - mówię i odsuwam kawałem koca, by mała pod niego weszła - Śpij, przy mnie ci nic nie grozi, a ja się obudzisz to mama już tutaj będzie - mówię, a mała przytula się do mnie i zasypia. Oby to co jej powiedziałam to była prawda.....


......................................................................................................................................................
Kolejny rozdział w ramach przeprosin za długość tamtego :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Rozdział 44

* EMILY *

Kiedy otworzyłam oczy od razu oślepiła mnie biel pomieszczenia, w którym przebywałam. Kiedy zorientowałam się, że leże na łóżku w szpitalnej sali, pomimo bólu głowy natychmiast usiadłam. Musiałam jak najszybciej znaleźć się przy mojej córce.
- Proszę, nie tak gwałtownie. Musi pani teraz na siebie uważać - usłyszałam głos, a po chwili ujrzałam lekarza
- Co ja tutaj robię?
- Zemdlała pani, ale muszę przyznać, że ma pani wielkie szczęście, dziecku już nic nie zagraża
- Słucham? Jakiemu dziecku?!
- Jest pani w 2 miesiącu ciąży, musi pani bardziej na siebie uważać, bo przez ten stres może pani zaszkodzić nie tylko dziecku, ale i sobie. - nie mogłam uwierzyć w słowa lekarza, ciąża?! 2 miesiąc?!
- W ciąży? - zapytałam cicho patrząc na doktora
- Nie wiedziała pani o niczym? - zapytał, a ja tylko odpowiedziałam kiwając głową, nie miałam nawet siły, by cokolwiek powiedzieć - W takim razie musimy zrobić pani dodatkowe badania...- chciał coś jeszcze dodać, ale nie pozwoliłam mu na to
- Muszę iść do mojej córki - powiedziałam pewnym siebie głosem i wstałam z łóżka
- Pójdzie pani do córki, dopiero po badaniach
- Nie zgadzam się na żadne badania, muszę iść do Mellody
- Emily uspokój się, ja do niej pójdę, a ty idź na te badania - usłyszałam głos Rose i dopiero teraz zorientowałam się, że od samego początku tutaj była, spojrzałam na nią i nie musiałam pytać, bo od razu wiedziałam o czym myśli.
- Dobrze - zwróciłam się do lekarza
- A więc chodźmy - i wyszliśmy z sali.

* ROSE *

Wiadomość o ciąży nie tylko wstrząsnęła Emily, ale i mną. No to nieźle się porobiło. Zayn będzie miał kolejną córeczkę albo synka, tyle, że dowie się o nim, jak dziecko będzie miało już kilka lat.
Już teraz jest nam ciężko, zwłaszcza teraz kiedy wyszło na jaw, że Mell ma padaczkę, a do tego dochodzi jeszcze ciąża. Nie wiem jak sobie poradzimy, wiem jedynie to, że teraz nie mogę wyjechać i nie mogę zostawić mojej siostry.
- Jak tam szkraby - zwróciłam się do dzieci, kiedy weszłam do sali w której leżała Mellody
- Dobrze, zobacz - odpowiedział Sam i pokazał mi razem z Mellody rysunek jaki razem namalowali. Były na nim co prawda same patyczaki - tak moi państwo, wujek Horan, ma wielki talent plastyczny, który przekazał dzieciom -, ale to co przedstawiał spowodowało, że w oczach stanęły mi łzy. Byli na nim wszyscy...
- To wujek Niall, ciocia Eleanor, ciocia Danielle, wujek Louis, my, ty mamo, ciocia Emily, tata i wujek Zayn - wymieniał po kolei Sam, a ja tylko patrzyłam z jakim smutkiem wskazał na Harry'ego. Nad wszystkimi było wielkie słońce i tęcza.
- Podoba ci się ciociu? - spytała Mellody, kiedy nic nie mówiąc wpatrywałam się w narysowany obrazek.
- Oczywiście, że mi się podoba, chodźcie no tutaj - powiedziałam i już po chwili wszyscy tuliliśmy się.
- Kiedy przyjdzie mama?
- Zaraz będzie, nie martw się
- Na pewno przyjdzie? - spytała Mell ze smutkiem w głosie
- Oczywiście, dlaczego myślisz, że miałaby nie przyjść?
- Może poszła i nie wróci tak jak tata...
- Mellody skarbie, nie pamiętasz, co ci obiecał tata? Że wróci, a ty masz w to nie wątpić i na niego czekać - usłyszałam głos Emily tuż za sobą, odwróciłam się i zauważyłam smutek w jej oczach.
- Dobrze mamo
- Patrz co ci przyniosłam
- Mój misio - i smutek z oczu małej natychmiast zniknął, pan misiek od taty potrafi zdziałać cuda
                                                            ****

- I co? - spytałam siostrę, kiedy wyszłyśmy z sali by porozmawiać
- Jest źle - odpowiedziała cicho, nie podnosząc głowy
- W jakim sensie? - spytałam łapiąc Emily za dłoń, by dodać jej otuchy
- Lekarz powiedział, że dodatkowe badania wykazały, że ciąża jednak jest zagrożona i większy stres może spowodować utratę dziecka - z słowo na słowo, jej głos słabnął, przy ostatnich słowach na stole pojawiły się krople jej słonych łez, wstałam i przytuliłam siostrę.
- Ciiii, będzie dobrze, musisz tylko na siebie uważać i unikać stresu
- Jak mam unikać stresu, kiedy cały czas boję się o Zayna i boję się, ciągle zadaje sobie pytanie, czy wróci po tylu latach?!
- Masz zamiar mu powiedzieć?
- Nie! Nie dowie się jak na razie o dziecku
- Dlaczego? Powinien o nim wiedzieć
- Po co? I tak siedzi w więzieniu, wiadomość o dziecku nie spowoduje, że szybciej wyjdzie z więzienia.
- Jak chcesz - odpowiedziałam i po raz kolejny przytuliłam Emily.

...................................................................................................................................................
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Hej! Wiem, że rozdział krótki, ale gdyby był dłuższy opowiadanie skończyło by się jeszcze szybciej, a tego chyba nie chcecie, więc proszę o nie wypominanie tego w komentarzach. Za wszelkie błędy przepraszam. 

Muzyka